Gdy kraj honoruje filozofa o zbrodniczych poglądach, lepiej pakować manatki i zmiatać.
15.06.2012 15:09 GOSC.PL
Australijski bioetyk Peter Singer dostał najwyższe odznaczenie państwowe za „wybitne zasługi w służbie Australii i całej ludzkości” (przeczytaj tekst Najbardziej haniebny ambasador śmierci).
Ostatnio tego rodzaju zasługi dla ludzkości miał niejaki Joseph Mengele. Nie ma w tym żadnej przesady, Singer bowiem chce zabijania dzieci. I to nie tylko tych w fazie prenatalnej (te dzieci dyskryminuje się już tradycyjnie), lecz i tych urodzonych. Twierdzi, że noworodek nie ma świadomości, więc w razie potrzeby można go zabić. Można też – uważa – pozbawić życia dziecko w ciągu pierwszych dwóch lat życia, jeśli stwierdzi się u niego objawy zespołu Downa, autyzmu lub nawet nieznacznych zaburzeń prawidłowego rozwoju. I dopuszcza eksperymenty naukowe na dzieciach niepełnosprawnych.
Gdy niespełna rok temu poglądy tego pana stały się głośne na świecie, wielu obrońców życia ludzkiego uznało, że Singer sprawił im prezent. Bo – mówili – obnażył w ten sposób kierunek myślenia aborcjonistów i uświadomił ludziom, jaki jest ich prawdziwy cel. Miało to jakoby wywołać wstrząs.
Nic podobnego, żadnego wstrząsu, w każdym razie skutecznego, nie było i nie będzie. I żadnych głębszych refleksji. Fakt, że takiego człowieka Australia honoruje swoim najwyższym odznaczeniem, jest dowodem, że nie ma takiego draństwa, którego ludzie nie mogliby uznać za dobro. Trzeba je tylko odpowiednio dozować. Kolejne, coraz mocniejsze dawki (byle nie od razu za mocne), pozwalają przyzwyczaić się do tego, czego w kontraście ze stanem wyjściowym nikt by nie zniósł.
W moim dzieciństwie popularne były powieści Szklarskiego, tzw. „Tomki”: „Tomek wśród łowców głów”, „Tomek na czarnym Lądzie” – takie rzeczy. W jednym z owych „Tomków” bohater natknął się na jakieś plemię, które miało tradycję zabijania osób starych spośród siebie. Starsi ludzie, niedołężni, byli już z tym pogodzeni, bo zawsze tam tak mieli. Potomstwo gdzieś tam na boku zapewniało im „godne odejście” i gotowe. Tytułowego Tomka niesłychanie to zbulwersowało. Jak pamiętam, mnie również. Długo rozmawiałem o tym w rodzinnym gronie, zastanawiając się, czy to w ogóle możliwe. W najczarniejszych wizjach nie mógłbym przypuścić, że po kilkudziesięciu latach dokładnie to samo, ale już, niestety, nie w powieści, będzie się robić w najbardziej rozwiniętych krajach świata.
Singer już dobrych parę lat temu powiedział, że do 2040 roku wiara w wartość każdej formy ludzkiego życia będzie właściwością tylko „najbardziej wstecznych, zatwardziałych i ogłupiałych religijnych fundamentalistów”.
Cóż, do 2040 roku zostało jeszcze 28 lat. Singer będzie już wtedy stary, a może i niedołężny. Jeśli stanie się zgodnie z jego prognozami, być może padnie ofiarą własnej ideologii i ktoś „godnie go odejdzie”.
Być może jednak tak się nie stanie. Gardzący człowiekiem, unikający płodności system społeczny, monstrualnie egoistyczny, nie może murszeć w nieskończoność. Niewykluczone, że zawali się przed rokiem 2040.
Franciszek Kucharczak