Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Dziecko, czyli koszt

Czy macie w domowym budżecie wolne 176 tys złotych? Jeśli nie, zapomnijcie o dziecku.

Centrum im. Adama Smitha przygotowało świeżutki raport na temat kosztów wychowania dziecka w Polsce. Okazuje się, że do osiągnięcia pełnoletności trzeba na pielęgnowanie jednej latorośli wydać wyżej wymieniona kwotę. Dwójka wychodzi w sumie taniej, bo „tylko” 317 tys. Wychowanie trójki dzieciaków to już – bułka z masłem - 422 tys.

Co wynika z takich zestawień i po co się je robi? Mają one sens jedynie jako statystyczne dane porównawcze. Na przykład można się z nich dowiedzieć, że w stosunki do roku 2008 koszty te wzrosły o 16 tyś na jedno dziecko. Jest więc drożej, ale w porównaniu z Wielką Brytanią wciąż praktycznie bez kosztowo, bo tam na wychowanie potomka trzeba wydać 160 tys funtów, czyli dobrze ponad 800 tyś złotych. (Dlaczego zatem Polki umówiły się, że będą rodzić właśnie w Londynie?). W sumie: statystyczna ciekawostka, nic ponadto.

Tymczasem raport cytowany jest obszernie w różnych miejscach z okazji Dnia Dziecka. Stanowi doskonałe uzupełnienie do utyskiwań na temat ciężkiej doli polskich rodzin. Można jeszcze dorzucić kilka rytualnych argumentów: o braku miejsc w przedszkolach, dyskryminacji matek w pracy, kiepskich perspektywach dla młodych. Wszystko to zmierza do przewidywalnej tezy  – trzeba się dobrze zastanowić, zanim pomyśli się o powiększeniu rodziny.

Oczywiście to wszystko prawda: o kosztach, braku pracy, słabej infrastrukturze. Tylko czy właśnie (i głownie) w tych kategoriach należy dyskutować o posiadaniu (lub nie) dzieci?  Można jeszcze dorzucić kilka mocniejszych argumentów, dotyczących braku polityki prorodzinnej państwa. Tylko czy rzeczywiście tak powinno się mówić i pisać o dzieciach, o macierzyństwie, ojcostwie?  Związek przyczynowo skutkowy między stanem kasy, a liczbą potomstwa oczywiście istnieje, ale gdyby był decydujący, trudno byłoby logicznie wytłumaczyć polskie wyże demograficzne, akurat wypadające w najtrudniejszych ekonomicznie latach, albo fakt, że dziś więcej dzieci rodzi się w powiatach (i rodzinach) biedniejszych niż w bogatszych.

Chyba całkowicie rozregulowały się w tej naszej rzeczywistości medialnej hierarchie wartości. Nawet pierwszego czerwca nie można odpuścić? W końcu mówi się o mediach, że handlują głownie emocjami, no to pogadajmy o emocjach związanych z tym, jaką radością jest dziecko. O szczęściu, z którym nic się równać nie może. O wzruszeniach i porywach serca, o dumie i poczuciu spełnienia. Wreszcie o miłości. Bo są tacy, którzy wciąż uważają, że dzieci są owocem miłości.

Skoro na co dzień w mediach głownie martwimy się – z jednej strony przemocą domową, patologiami, a z drugiej – rosnącymi kosztami utrzymania, to choć od święta spójrzmy na rodzinę z innej, jasnej perspektywy. Ogromnie jej dziś brakuje.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy