Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ponad 2 lata za kratkami. Za niewinność

Przeżył piekło - 27 miesięcy niewinnie w areszcie, rozłąkę z rodziną. Teraz walczy z nadużyciami urzędników.

Dziesięć lat temu rodzina Stańków właśnie była po kolacji, kiedy do domu wpadli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Krzysztofa Stańkę obalili na ziemię, pod ścianą stanęła jego 13-letnia córka, której przyłożono karabin do głowy, żonę wywleczono spod prysznica. To dopiero początek gehenny, którą przeszedł właściciel ośrodka wczasowego „Kormoran” w Turawie.

Mężczyzna został oskarżony przez świadka koronnego Macieja B. ps. „Gruby” o produkcję amfetaminy w na terenie „Kormorana”. Oskarżenie opierało się jedynie na zeznaniach gangstera, któremu później udowodniono szantażowanie przypadkowych osób i wyłudzanie od nich pieniędzy w zamian za niestawianie wobec nich fałszywych oskarżeń. Gdy na terenie kurortu nie znaleziono śladów produkcji narkotyków, prokurator uznał, że najwyraźniej Stańko stosował nowoczesną technikę, która nie zostawia śladów.

W efekcie Krzysztof Stańko spędził 27 miesięcy w areszcie – bez możliwości kontaktu z rodziną, otrzymywania korespondencji, będąc podejrzanym o przewodzenie grupie przestępczej. 9 maja Sąd Apelacyjny we Wrocławiu podtrzymał wyrok uniewinniający wydany przez Sąd Rejonowy w Katowicach. Rozmawiamy z Krzysztofem Stańko o jego przeżyciach, niesprawiedliwych oskarżeniach i ruchu społecznym „Niepokonani 2012”, który ma zapobieganiu tego typu wydarzeń w przyszłości.

Stefan Sękowski: Jak się Pan czuł po ogłoszeniu wyroku przez wrocławski sąd?

Krzysztof Stańko: Jestem szczęśliwy, że to już koniec. Rodzina mówi mi, że przez ostatnie siedem lat byłem kłębkiem nerwów, trudno było ze mną rozmawiać. Nigdy już nie będzie tak samo jak przedtem, ale cieszę się, że najgorsze mam już za sobą. Oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa, a sędzia podczas ustnego ogłoszenia wyroku powiedział do prokuratora, żeby dobrze się zastanowił, czy wnioskować o kasację do Sądu Najwyższego. Czuję jednak pewien niedosyt, bo winny tej sytuacji, prokurator Roman Pietrzak, nie został ukarany.

Jakie poniósł Pan straty w wyniku tej sprawy?

- Na szczęście nie miałem żadnych kredytów, pożyczek, firma przetrwała, prowadzona przez żonę. Trudno oszacować straty. Bo jak wycenić problemy finansowe firmy, z którą mało kto chciał podpisywać umowy? Ludzie nie chcieli organizować u nas wesel, imprez, nie przyjeżdżali na wypoczynek, bo nie chcieli współpracować z kimś osadzonym w areszcie. Jak  to wycenić? A jak wycenić zdemolowane mieszkanie, pół ośrodka, zabitego psa, przystawienie karabinu do głowy 13-letniej córce, wyciągnięcie nagiej żony spod prysznica? Jak wycenić trwającą wiele miesięcy rozłąkę z rodziną, bez możliwości jakiegokolwiek kontaktu? A konieczność cotygodniowego zgłaszania się na policję po wypuszczeniu z aresztu? Najgorsze są straty moralne. Już nigdy nie będę tym samym człowiekiem. Uciekam przed znajomymi, nieznajomym nie chcę mówić dzień dobry.

Jak przeżył Pan areszt?

- Nie chcę o tym rozmawiać. Wcześniej myślałem, że to miejsce tylko dla kryminalistów. To było dla mnie okropne przeżycie. To inny świat. Nikomu nie życzę aresztu, nawet prokuratorowi Pietrzakowi.

Czy w wyniku Pana aresztowania ucierpiały relacje rodzinne?

- Wręcz przeciwnie. W tym przypadku sprawdziło się przysłowie, że co nas nie zabije, to nas wzmocni. Żona nigdy nie uwierzyła w propagandę prokuratora, choć ten dawał jej do zrozumienia, że jeśli nie będzie zeznawać przeciwko mnie, to też może trafić do aresztu, a nasza córka do domu dziecka.

Do aresztu trafił Pan w wyniku złożenia fałszywych zeznań przez świadka koronnego.

- Maciej B. nie był moim znajomym. Przyjeżdżał do mojego ośrodka jak inni klienci. Później okazało się, że szantażuje różnych ludzi, iż będzie obciążał ich fałszywymi zeznaniami, jeśli nie będą mu płacić pieniędzy. Mnie nie szantażował, ale gdy już byłem w areszcie, żona odebrała telefon, że jeśli sprzeda ośrodek, ktoś pomoże w wypuszczeniu mnie. Stwierdziła, że to pewnie głupi żart konkurencji i nie ciągnęła sprawy dalej.

Będzie Pan dochodził sprawiedliwości?

- Winni muszą zostać ukarani. Nie wiem, czy większą winę ponosi prokurator, czy sędzia, który wydał zgodę na aresztowanie. Na pewno złożę wniosek o wszczęcie postępowania wobec prokuratora. Moim zdaniem miało miejsce naruszenie Art. 231 kodeksu karnego, czyli przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego i działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego.

A o odszkodowanie będzie się Pan ubiegał?

- Niestety nie mogę ubiegać się o nie od prokuratora. Wypłaca je Skarb Państwa, czyli podatnicy. Ale nie można mieć skrupułów – prokurator też brał pieniądze od państwa za swoją pracę. Jeśli państwo będzie musiało zapłacić odszkodowanie, to może w końcu odpowiedni ministrowie zauważą, że coś jest nie tak.

Jest Pan współzałożycielem ruchu społecznego „Niepokonani 2012”. To inicjatywa grupująca ludzi, którzy mieli podobne przeżycia, jak pan.

- Pomysł pojawił się podczas realizacji programu „Państwo w państwie” w telewizji Polsat. Sam byłem zdziwiony, że jest nas tak wiele. Nasza inicjatywa chce przywrócić należne miejsce podstawowym zasadom państwa prawa i walczyć z nadużyciami urzędników. Chcemy też, by państwo ścigało tych, którzy są winni tego typu sytuacjom. 30 maja odbędzie się w Warszawie nasz kongres.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama