W środę w Warszawie po godz. 18 rozpoczęła się organizowana przez PiS manifestacja w proteście m.in. wobec planów rządu dotyczących reformy emerytalnej. Prezes PiS Jarosław Kaczyński podkreślał, że marsz jest po to, by "powiedzeć, że nie zgadzamy się na to, żeby nas oszukiwano".
Manifestacja PiS, która w środę wieczorem przeszła z pl. Trzech Krzyży przed Kancelarię Premiera, zorganizowana została dla wyrażenia sprzeciwu m.in. wobec planów rządu dotyczących reformy emerytalnej. Według szacunków służb porządkowych wzięło w niej udział około 5 tys. osób; tymczasem według organizatorów - mniej więcej 15 tys.
"Jest tu wyraźna, bardzo jasna zasada, trzeba powiedzieć nikczemna, zasada, którą można określić krótko: czym kto słabszy, tym ma więcej płacić" - mówił Kaczyński. Dodał, że "jest to zupełne odwrócenie zasady sprawiedliwości" i "zupełne odrzucenie tego wszystkiego, dzięki czemu niepodległa Polska powstała i dzięki czemu Donald Tusk może być dzisiaj premierem".
"Polska powstała dzięki solidarności: solidarności przez duże +S+ i solidarności przez małe +s+. Ta zasada jest dzisiaj szczególnie konsekwentnie odrzucana" - mówił prezes PiS.
"Najpierw uderzyć w emerytów, zabrać im, doprowadzić do tego, że nawet kobiety najcięższej pracy będą musiały (pracować) do 67 lat" - kontynuował. Ale - dodał Kaczyński - "nie na tym koniec", ponieważ "mamy całą reformę emerytalną, która w gruncie rzeczy sprowadza się do tego, by mniej płacić, żeby było mniej". "Największe oszustwo tego 20-lecia" - ocenił.
Prezes PiS mówił też o cenach leków. "Wszystko, co dzisiaj się dzieje, to nie jest już skandal. Na to trudno znaleźć właściwe słowo. Matki i dzieci odchodzą od okienek w aptekach, nie kupując leków, bo nie stać ich na te leki, bo one niekiedy zdrożały kilkadziesiąt razy. Ciężko chorzy (...) nie są w stanie dzisiaj się leczyć" - powiedział Kaczyński.
"Uderzono w najsłabszych, w tych, którzy nie mogą się bronić" - mówił Kaczyński. "Liczono na to, że w Polsce solidarność między ludźmi została już zapomniana. Dzisiaj mówimy Donaldowi Tuskowi: nie, nie została zapomniana. Jeśli nie wierzy, niech wyjdzie, niech spojrzy" - mówił prezes PiS przed kancelarią szefa rządu.
Jak zapewniał, jego ugrupowanie będzie bronić słabszych, chorych i emerytów, a także "uczniów, którym się zabiera szkoły". "Będziemy bronić polskiej rodziny, bo to jest także atak na polską rodzinę" - dodał.
Kaczyński podkreślił, że Prawo i Sprawiedliwość będzie przeciwstawiać się "polityce ratowania się po tej niesłychanej klęsce, która została nam zadana przez kilka lat wyjątkowo nieudanych rządów". Jak mówił, ze strony rządu "padło już wiele pięknych okrągłych słów" i "jeszcze bardzo dużo padnie, ale tylko fakty są istotne".
"W naszym społeczeństwie jest ogromny potencjał inwencji, przedsiębiorczości, energii, pracowitości. Moglibyśmy iść do góry jak rakieta, a idziemy powoli i to z wielkimi trudnościami, z wielkim bólem, kosztem wielkich strat społecznych" - mówił lider PiS, dodając, że dlatego rządzącym "trzeba pokazać czerwoną kartkę". Manifestujący unieśli wówczas w górę czerwone kartki i krzyczeli: "złodzieje".
"Trzeba pokazać czerwoną kartkę za to, że nie szanują Polaków, nie szanują Polski i siebie nie szanują. Smoleńsk jest tego świetnym przykładem. Tylko ludzie, którzy nie szanują siebie i nie szanują swojego narodu mogą tak postępować, jak oni postępują" - mówił Kaczyński.
W odpowiedzi manifestanci wołali: "Chcemy prawdy o Smoleńsku". "Tak, chcemy prawdy" - odparł Kaczyński. "Chcemy prawdy, ale nie łudźmy się. Póki jest tutaj ten premier, póki jest jego kompania, to towarzystwo z boiska, póty prawdy się nie dowiemy. Potrzebujemy w Polsce nowej władzy i będziemy mieli nową władzę" - powiedział Kaczyński.
Szef PiS mówił też o atakach na Telewizję Trwam, Radio Maryja i wolne media. "Czym obywatel gorzej poinformowany, tym lepiej dla liberalnych rządów. Ci liberałowie, zwolennicy wolności są w gruncie rzeczy tej wolności najbardziej zaciekłymi przeciwnikami" - powiedział Kaczyński.
Podkreślił również, że trzeba i warto mówić o faktach. "Nie dalej jak wczoraj mogłem zobaczyć papiery, które pokazują kolejny fakt - bardzo charakterystyczny. Ci, którzy dokonali likwidacji Stoczni Gdyńskiej mają na tym zarobić po 11 milionów złotych" - mówił. Manifestanci zareagowali na te słowa Kaczyńskiego okrzykiem: "złodzieje".
"Z tego rodzaju kombinacji powstaje w Polsce bardzo wiele majątków. Zyskują ci, którzy niszczą, a nie ci, którzy budują. 11 milionów niesłychanie trudno jest zarobić w uczciwym biznesie" - dodał prezes PiS.