Teologa bez wiary nie ma

Na przełomie listopada i grudnia obradowała w Watykanie Międzynarodowa Komisja Teologiczna. Jej członkiem jest ks. prof. Jerzy Szymik z Uniwersytetu Ślaskiego, który wziął udział w spotkaniu. O teologach i teologii oraz o tematach podejmowanych przez MKT odpowiada on w rozmowie z ks. Tadeuszem Cieślakiem SJ.

Użył ksiądz słowa „sprzedawać”. To też zależy jak się je rozumie, bo jeżeli się je rozumie negatywnie, to teologia na pewno nie jest na sprzedaż, nie da się nią kupczyć. Jeżeli używamy potocznie tego słowa, że ona się „sprzedaje” w znaczeniu, że się rozdaje, że jest do wzięcia, jakby na areopagach współczesnego świata, to jak najbardziej. Powiem tak, żeby to było w miarę proste a obrazowe: teologia zajmuje pewną przestrzeń interdyscyplinarną pomiędzy światem uniwersytetu, czyli światem zbioru sióstr-nauk, a światem Kościoła. Teologia należy pełnoprawnie tak do jednego, jak do drugiego. Jednocześnie w świecie sióstr-nauk reprezentuje Kościół w tym znaczeniu, że reprezentuje pewien nie tylko rozumowy świat poznania. Przypomina siostrom-naukom, że rozum to nie wszystko, że istnieją pewne ważne, i to absolutnie nie magiczne czy irracjonalne, ale pozarozumowe źródła poznania. I że one są istotne dla całego spektrum poznawania rzeczywistości, jakim dysponuje człowiek. Natomiast w świecie Kościoła teologia reprezentuje świat rozumu i przypomina światu wiary, że Bóg nie stworzył rozumu tylko po to, żeby poznawał głębię oceanu, czy życie na Marsie. Rozum jest również po to, żeby pogłębiać poznanie Boga i tu rola teologii jest absolutnie niezbywalna.

Oczywiście ktoś może jej zarzucić, że stoi w rozkroku. Ale ten rozkrok jest nie tylko zbawienny dla samej teologii, ale również dla obydwu tych światów, w których ona funkcjonuje: Kościoła, świata wiary i świata rozumu. Teologia jest takim łącznikiem i z tej syntezy ona sama żyje. Bez wiary staje się ona religioznawstwem. Bez rozumu staje się magią. Tylko wtedy, kiedy w niej się dokonuje owa poznawczo życiodajna współpraca rozumu i wiary, teologia jest sobą i ma coś do dania uniwersytetowi i Kościołowi.

Jaka jest w takim razie rola Międzynarodowej Komisji Teologicznej i opracowywanych przez nią dokumentów?

- Źródła naszych dokumentów są jakby podwójne. Tzn. z jednej strony są to propozycje Papieża, czy Kongregacji Nauki Wiary w stosunku do Komisji Teologicznej, żeby jakiś temat zgłębiła, opracowała, przygotowała etc. Z drugiej strony są to pomysły samych teologów współtworzących tę komisję. W taki sposób przez całe lata rodziły się tematy, zagadnienia, dokumenty. Właściwie, tak jak to rozumiem, po dobrych kilku latach pracy w komisji chodzi o to, by zgromadzenie teologów ze wszystkich kontynentów, z różnych kultur, o różnym koncie spojrzenia na współczesną rzeczywistość kościelną, dało, mówiąc najprościej, pewne światło kolegom czy koleżankom. To jest taka nasza podpowiedź, coś w rodzaju „bryku”, zwrócenie uwagi na to, co w naszym przekonaniu (nie musimy mieć racji oczywiście) jest aktualnie ważne, konieczne, w jaką stronę mogłaby pójść nasza refleksja, rozwój dyscypliny itd.

Czy pojawiają się już jakieś nowe propozycje, tematy?

Przed rokiem, kiedy decydowaliśmy się na jakiś kolejny nowy, świerzy temat, i kiedy zaczęliśmy się zajmować kwestią Nauki Społecznej Kościoła, wtedy głosowaliśmy, debatowaliśmy. Ostatecznie demokratyczne głosowanie zadecydowało o wyborze tematu „Nauka Społeczna Kościoła”. Wtedy „łeb w łeb” z tym tematem szedł inny, który jak myślę, prędzej czy później się przebije i będzie realizowany w naszej komisji, być może już przez naszych następców. Chodzi mianowicie temat zła i cierpienia – oczywiście w kontekście chrześcijańskiej nadziei. Większość europejskich teologów chciała tego tematu. Naukę Społeczną Kościoła właściwie przegłosowali teologowie spoza Europy, zwłaszcza z Ameryki Południowej.

Kiedy mówimy o Nauce Społecznej Kościoła i poruszamy się po obszarze w sumie mało, czy raczej mniej teologicznym, a bardziej społecznym, okazuje się, że również sprawa monoteizmu, czy generalnie wiary w Boga bywa jakby pozateologiczna, czasem bardziej polityczna. Czy to nie jest jakaś trudność dla naukowca zajmującego się taką dziedziną jak teologia?

- To nie tyle jest trudność dla nas, ile obiektywna trudność, z którą spotyka się monoteizm. W tym znaczeniu księdza opinia jest jak najbardziej słuszna. My teologowie w obrębie monoteizmu „czujemy się jak ryby w wodzie”. Teologia w sensie najbardziej ścisłym, etymologicznym (Theo logos, theologia) jest nauką o Bogu. A zatem trudno o temat bardziej teologiczny niż monoteizm, niż nauka o jednym, jedynym Bogu. Natomiast dzisiaj, w czasach pewnego nawrotu neopogaństwa, kiedy politeizm przeżył czy przeżywa swój „come back”, to właśnie monoteizm jest oskarżany: o przemoc, o politykierstwo, że pod sztandarem jednego Boga, jednej Prawdy uprawia się gwałt na tych, którzy pozwalają sobie na wierzenie, czy myślenie inaczej...

 

 … i że zawłaszcza się też intelektualnie ten obszar…

- Tak! Najpierw intelektualnie, a potem i społecznie, etycznie i ostatecznie na drodze przemocy. I właśnie między innymi dlatego zrodził się ten pomysł Kongregacji Nauki Wiary (czytaj: Papieża), żebyśmy się zajęli tym tematem. Chodzi o oczyszczenie monoteizmu, o pokazanie, że największe braterstwo ludzi i to, co nazywamy „miłością i sprawiedliwością społeczną”, ma swoje źródło w wierze w jednego Boga. Prawda właśnie służy idei non violence, a nie odwrotnie. O to się toczy spór we współczesnym świecie i w tym znaczeniu wpisujemy się w jego najbardziej gorący nurt.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..