Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Wojna polsko-jaruzelska

W tę noc na ulice polskich miast wtoczyło się 1750 czołgów i 1400 pojazdów opancerzonych. 150 tysięcy mundurowych, gotowych do akcji, ściskało karabiny, pałki i tarcze. 13 grudnia minie 25 lat od tamtego dramatu.

Nie ma odwrotu od socjalizmu – mówił generał Wojciech Jaruzelski, który pojawił się w telewizji zamiast „Teleranka” i ogłosił wprowadzenie stanu wojennego. – Polska jest i będzie trwałym ogniwem Układu Warszawskiego, niezawodnym członkiem socjalistycznej wspólnoty narodów – grzmiał.

Milicjanci i esbecy wyciągali zaskoczonych opozycjonistów z domów. Internowań było ponad 10 tysięcy. – Mnie w Łodzi esbecy potraktowali kulturalnie, ale niektóre moje koleżanki w Warszawie były rozbierane do naga w czasie rewizji osobistej i obrażane – wspomina Maria Dmochowska, dzisiaj wiceprezes IPN.

Kiedy wstał ranek, tylko dzieci były częściowo zadowolone ze stanu wojennego – bo wprowadzono ferie w szkołach. Miały trwać aż do 3 stycznia. Z innymi zarządzeniami było trudniej się pogodzić. Nie działały telefony, więc ludzie nie mogli nawet wezwać pogotowia. Nie można było pobrać pieniędzy z banku. Sprzedaż benzyny dla „prywatnych odbiorców” została wstrzymana.

Całkiem zamarł ruch lotniczy, a wojsko dokładnie kontrolowało wszelkie pojazdy na drogach. Nawet żeby wybrać się do sąsiedniej miejscowości, trzeba było starać się o specjalną przepustkę. Można było co prawda nadać paczkę z żywnością, odzieżą i lekami, ale trzeba było ją dostarczyć na pocztę... otwartą. Jej zapakowanie mogło się odbyć tylko w obecności pracownika poczty.

Między 22.00 a 6.00 obowiązywała godzina milicyjna. Ludzie szybko zaczęli sobie opowiadać dowcipy o milicjantach i zomowcach, choć był to często czarny humor. W jednym z dowcipów zomowiec zaczął bić napotkanego przechodnia jeszcze przed godziną milicyjną. „Czemu go bijesz, przecież jest jeszcze kwadrans do dziesiątej?” – zdziwił się drugi zomowiec.

A na to pierwszy: „Bo ja go znam, on ma do domu 20 minut”. Dowcipy były jakąś reakcją obronną, dawały oddech w tej absurdalnej sytuacji, w którą wepchnęła Polaków ekipa Jaruzelskiego. Jednak w czasie godziny milicyjnej naprawdę można było stracić zdrowie, a nawet życie. Podobnie jak w czasie strajków i demonstracji – bo naród mimo wszystko protestował. Już 16 grudnia milicjanci zastrzelili dziewięciu górników z kopalni „Wujek”, później padli następni zabici. Wiadomo też o kilkudziesięciu rannych i kilkuset pobitych przez milicjantów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy